Ampacity – Superluminal
Pisałem ostatnio przy okazji recenzji ostatniego albumu Clutch, że oczekiwanie na niego przesłoniło mi wszystko inne, co w tym roku miało się z nowości wydawniczych ukazać. Cóż, teraz muszę się przed wami przyznać, że nie byłem wtedy do końca szczery. Było coś jeszcze.
I nie mogło być to nic innego, jak nowy album Ampacity. Od czasu pojawienia się zawierającego trzy utwory EP, nie było chyba tygodnia, żeby choć raz „Encounter One” nie zabrzmiało w moich głośnikach. A to przy ilości i mnogości rzeczy, jakie się przez nie przewijają jest naprawdę nie lada osiągnięcie.
Na „Superluminal” dostaliśmy materiału aż o dwa kawałki obszerniejszy. Muzyka nie odbiega zbyt daleko od tego, z czym mieliśmy przyjemność zapoznać się na debiucie, czyli mieszanki space rocka, ze stonerem i progresją. Zmieniły się natomiast proporcje w jakich te składniki są nam serwowane. A czy wpłynęło to na odbiór?
Najnowsze Ampacity to zdecydowanie bardziej wymagający niż debiut album. Nie ma tu raczej mowy o tym, żeby puścić sobie „w tle” „Superluminal” i w międzyczasie sprzątać, przeglądać zdjęcia z wakacji, czy konwersować przy kawie, czy czymś mocniejszym ze znajomymi. Jeśli chcesz docenić złożoność i wszystkie nie od razu dające się dosłyszeć smaczki, które na tej płycie na Ciebie czekają po prostu musisz siąść i słuchać. Pewnie dlatego, kiedy po raz pierwszy usłyszałem dwa nowe kawałki, kiedy grali je w Progresji,a ja musiałem dzielić uwagę między ich słuchanie, a naciskanie spustu migawki w aparacie kręciłem tak bardzo nosem, że to już nie to. Choć nie mogę też powiedzieć, że po przesłuchaniu „Superluminal” może się ten album spodziewać takiego ołtarzyka, jaki ma u mnie „Encounter One”.
To prawda, że przy pierwszym kontakcie, już tak na poważnie, z poświęceniem pełni uwagi tej muzyce udało mi się ją docenić i…zwyczajnie polubić. Rozmachu, kreatywności dalej jest w Ampacity tyle, że można by obdzielić nią niejeden zespół na lata, ale kiedy słuchałem kolejnych numerów jednak nie opuszczała mnie myśl „wszystko ładnie, wszystko pięknie, ale czegoś brakuje”. I wtedy zabrzmiały pierwsze dźwięki znajdującego się na końcu krążka utworu tytułowego.
Wszystko stało się nagle jasne! Gitary! To ich mi najbardziej na „Superluminal” brakuje!
Nie znaczy to, ani, że jestem strunowym fetyszystą, ani że zostały one aż tak bardzo na najnowszym wydawnictwie Ampacity po macoszemu potraktowane, a o wspomniane wcześniej proporcje. Na „Superluminal” pierwsze skrzypce grają klawisze, które ciągną całość w stronę bardziej progresywnie improwizatorskiej muzyki cechującej się niezliczoną ilością niekończących się solówek, co na dłuższą metę jest trudne dla mnie do zniesienia. Co prawda żaden z kawałków, które na tej płycie się aż tak daleko nie posuwa, ale mimo wszystko, kiedy całość osadzona była na solidnym stonerowym riffie, dla którego klawisze stanowiły uzupełnienie, albo równorzędnego partnera miało więcej mocy. Ale i teraz album jest świetny. Choć z wystawieniem maksymalnej noty będę musiał jeszcze poczekać
Tracklista Superluminal
1.42
2. Propellerbrain
3. Molten Boron
4. Planeta Eden
5. Superluminal
OCENA 5/6
Rok Wydania – 2015
Wydawca – Instant Classic