„Dopadła nas proza życia” -wywiad Zombie Strippers From Hell

Zombie Strippers Form Hell – wywiad dla Antyportal

„Nasz styl, czy może raczej nasz brak stylu na pewno ewoluuje – poszukujemy nowych rozwiązań brzmieniowych, nowych inspiracji. Ale bez spiny, bez ciśnienia. I co najważniejsze, bez oglądania się na trendy w muzyce gitarowej” – Zombie Strippers From Hell pracuje nad następcą bardzo dobrego albumu „Tales From the OtherSide”. Kiedy możemy spodziewać się nowości?

Jak to się stało, że Lovecraft tak bardzo podbił Wasze serca i umysły?

Przypadek. Docenienie geniusza. Obcowanie z autentyczną grozą. Mitologia. H.P. Lovecraft sam w sobie był postacią niezwykle osobliwą, natomiast fantastyczny, wykreowany przez niego literacki świat, który od dawna inspirował nas prywatnie, szybko stał się permanentnie obecny w naszej twórczości. Wciąż nas inspiruje i cały czas chętnie się do niego odnosimy.

Czy można powiedzieć, że w mijającym roku obchodziliście 10-lecie swojego projektu? Zdaje się, że to właśnie w 2009 Dr. poznał Twaina?…

W sumie tak, ale jakoś nigdy nie przykładaliśmy wagi do dat. Rzeczywiście, poznaliśmy się w 2009 r. – wtedy Twain grał w Underdogsach a Dr. pisał teksty do szuflady. Nasz projekt wówczas powstał na potrzebę chwili, mieliśmy zagrać pewną imprezę z okazji Halloween, przygotowaliśmy trochę klasycznych coverów m.in. takich bandów, jak Misfits czy Ramones i tyle. Okazało się jednak, że dobrze nam się współpracuje i zaczęliśmy tę inicjatywę rozwijając i pracować na autorskim materiałem.

Jak wyglądały początki oficjalnego Zombie Strippers Form Hell? Kiedy nastąpił ten moment, w którym zespół nabrał kształtu, który to z kolei ewoluuje do dziś?

Jak wspomniałem, zaczęło się od imprezy z okazji Halloween. Najpierw ubzduraliśmy sobie, że będziemy grać tylko raz w roku na takiej imprezie i tylko covery: klasyki horror punka, punka i filmowe pitu pitu. Raz zagraliśmy ze 30 utworów, drugi raz jakieś 28 aż w końcu Twain przyniósł własna kompozycję i szczerząc zęby zapytał „a może w końcu cos własnego?”. Tak narodziło się demo „Cthulhu Rising” i potem jakoś poszło.

Czy według Was dzisiejsze oblicze Zombie… jest tym, o co Wam chodziło, czy dążycie do jeszcze jakiejś formy?

Problemem jest to, że jak tylko łapiemy formę to ktoś odchodzi. Z  drugiej strony podwalinami stylu ZSfH jest brak stylu. Albo inaczej: gramy, co akurat uważamy za stosowne i co nam w czarnych sercach gra. Eklektyzm był zawsze podstawą a ograniczały nas tylko nasze własne słabości.

Póki co,  oprócz wspomnianego demo i EP-ki, o której za chwilę macie na koncie jeden duży album zatytułowany „Tales From the OtherSide”. Minęły właśnie dwa lata od jego wydania. Jak w Waszej opinii starzeje się ten krążek?

Toż to już staroć, niewątpliwie. Nie pograliśmy za wiele tego materiału, bo oczywiście już dopadła nas proza życia… Cały czas piszemy nowe numery i wolimy myśleć o przyszłości bez względu na to, w jakich barwach się maluje. Nasz styl, czy może raczej nasz brak stylu na pewno ewoluuje – poszukujemy nowych rozwiązań brzmieniowych, nowych inspiracji. Ale bez spiny, bez ciśnienia. I co najważniejsze, bez oglądania się na trendy w muzyce gitarowej.

Które utwory z Waszego pełnego debiutu najlepiej przetrwały próbę czasu i najlepiej sprawdzają się na żywo?

Wydaje mi się, że „Train from the OtherSide”, „Trapped Under Ice” i „Death from the Skye”. Sami najczęściej do tych utworów wracamy i zauważyliśmy, że reakcja na nie zawsze jest najbardziej żywiołowa. Na pewno te trzy kawałki są dla nas pewnym punktem wyjście w pacy nad nowym materiałem.

Zanim pokazaliście światu „Tales…”, udało Wam się wydać EP-kę „Black Tides Rising”. Można gdzieś jeszcze kupić ten materiał?

Tak, jasne. Wspomniana EP-ka została przez nas wydana w formie cyfrowej i przez cały czas jest dostępna na kanale Bandcamp naszego zespołu. Zapraszamy do sprawdzenia.

Link:
https://zsfh.bandcamp.com/album/tales-from-the-otherside

Jak wyglądają Wasze plany kontekście nowego materiału, kiedy możemy spodziewać się nowości?

Cały czas nad nim pracujemy. Myślę, że najpóźniej wiosną 2020 roku  wpuścimy coś nowego do sieci, ale to jeszcze nic pewnego. Może okazać się, że wcześniej. Jak mówiłem, tworzenie muzyki to dla na przyjemność, robimy to bez spiny, nie wiążą nas i nie cisną żadne kontrakty.

Czy nowe kawałki wciąż będą kipieć Lovecraftem i odniesieniami do kina klasy B?

Hahaha, zdecydowanie. A przynajmniej, dopóty, dopóki Dr.S będzie stał za mikrofonem. To inspiracje, które się nie kończą, wciąż wracam do tych samych tytułów i odkrywam w nich coś nowego. To fantastyczne i bardzo inspirujące.

Planujecie jeszcze jakieś koncerty do końca roku?

Niestety nie. Skupiamy się obecnie przede wszystkim na pracy nad nowym materiałem, stabilizujemy także skład. Jak się ogramy, to na pewno po nowym roku wrócimy na scenę już z nową muzyką.

Jak wyglądają Wasze plany i ambicje na rok 2020? Co chcielibyście osiągnąć?

Przede wszystkim, jak już wspomniałem – ustabilizować skład. Wciąż się dogrywamy, szukamy też nowych muzyków a nie jest to proces łatwy, bo Zombie… to już ukształtowany, konkretny projekt i potrzebny jest ktoś, kto będzie umiał się wstrzelić i dopasować.

Gdybyście mieli podsumować rok 2019 – co według Was była dla mijających 12stu miesięcy najważniejszym wydarzeniem w muzyce ciężkich brzmień

W mojej opinii, na pewno nowy Slipknot i stary Slayer, hehehe.

Rozmawiał Kuba Raj

Facebook Zombie Stripers From Hell