Nasza muzyka ma w pierwszej kolejności służyć nam – wywiad Krzta

„Żółć.Niszczenie.Zgliszcza” to album, który wylądował w niejednej „topce” podsumowań roku 2021, zarówno wśród słuchaczy, jak i wśród mediów zajmujących się muzyką. Tym przyjemniej było wziąć przy okazji tej płyty i ciągle trwającej trasy koncertowej ją promującej, na spytki odpowiedzialnych za nią muzyków. Przed Wami Kamil Błażewicz (gitara / wokal), Kuba Kamiński (bas) i Andrzej Postek (perkusja) – zespół Krzta.
Antyportal: Jak w przypadku zgłębiania twórczości wielu artystów tworzących tak „pogodne” rzeczy jak Wasz ostatni album, odnoszę wrażenie, że możliwość tworzenia i grania muzyki jest dla Was pewnego rodzaju wentylem bezpieczeństwa, który pozwala te „brudy”, negatywne emocje z siebie wyrzucić w, nazwijmy to, w miarę kontrolowanym środowisku. Zresztą mówicie o tym w wywiadach. Ale zastanawiam się, jak sobie radzicie z tymi emocjami, kiedy nie ma dostępnych muzycznych środków wyrazu.
Kamil: W moim przypadku będzie to przelewanie myśli na papier. Czy to w formie grafiki, czy też w formie pisanej. Mam też u swojego boku, swoją drugą połówkę, najwspanialszą na świecie kobietę która zawsze mnie wysłucha. No ale wiadomo jak jest. Czasem żadne z powyższych nie wystarcza. Czasem coś nie daje spokoju, nie ma ukojenia. Nieprzepracowane traumy walą w łeb w swoich cyklicznych epizodach. Dlatego coraz częściej rozważam spotkanie z psychoterapeutą.
Andrzej: Generalnie jestem pogodnym człowiekiem. Nie mam wielu demonów do ubicia, mam wspaniałą żonę, wspaniałe dzieci fantastycznych przyjaciół – nie ma mowy o przelewaniu tych emocji w innym miejscu niż sala prób czy koncert.
Kuba: Krzta to zdecydowanie najbliższa mi forma odskoczni od codzienności, opanowania negatywnych emocji i zarazem ogromne źródło satysfakcji. Poza zespołem dobrze odnajduję się w stricte fizycznych dyscyplinach, ostatnimi czasy sporty walki. Jest to jednak inny rodzaj wyładowania. Jedno z drugim świetnie współgra i wychodzi mi na dobre.
„Żółć.Niszczenie.Zgliszcza” brzmią o wiele bardziej „gęsto”, „majestatycznie”, generalnie „bardziej” niż Wasza poprzednia płyta. Przypisalibyście to bardziej rozwojowi siebie jako muzyków pod kątem koncepcyjnym i technicznym, czy też większa rolę odegrały tu czynniki „producenkcie” takie jak chociażby studio itp.?
Andrzej: Wszystkie wymienione przez Ciebie aspekty są bardzo ważne. Panowie w Dobra 12 studio świetnie rozumieli co chcemy osiągnąć, my również jesteśmy już bardziej doświadczonymi muzykami. Pomiędzy pierwszą, a drugą płytą żaden z nas nie stał w miejscu, próby, koncerty czy tworzenie materiału na tę płytę bardzo nas rozwinęło.
Kuba: W przypadku drugiego albumu nasze oczekiwania były zdecydowanie bardziej ukierunkowane. Wyobrażenia finalnego efektu miały konkretny zarys i co ważne, byliśmy bardziej świadomi tego, jakie kroki trzeba podjąć, aby uzyskać zamierzony efekt. Składał się na to dobór konkretnych narzędzi oraz wyżej wspomniana, świetna ekipa z Dobra 12. Pod względem artystycznym zrobiliśmy to co satysfakcjonowało naszą trójkę od A do Z na dany moment.
Robiąc sobie riserczyk do tego wywiadu natknąłem się na narzekania, że nie za bardzo jest gdzie w Waszym rodzinnym Olsztynie w ogóle grać „mocniejszjej” muzyki na żywo. Przeszła Wam może kiedyś przez głowę relokacja do bardziej przyjaznych koncertom miast? Są zespoły, które z dobrym skutkiem na taki krok się zdecydowały.
Andrzej: W tym przypadku mogę mówić tylko za siebie. Mi to miejsce pasuje – to niepopularna opinia. Olsztyn mi sprzyja, założyłem tu rodzinę, mam przyjaciół, znajomych pracę i tu też powstała KRZTA. Baza wypadowa do grania koncertów dobra jak każda inna ale jeśli już musiałbym zmienić miejsce pewnie wybrałbym Trójmiasto albo Reykjavik.
Kuba: Samo miasto nie ogranicza naszych twórczych procesów, może w innym mieście ten scenariusz nigdy by się nie wydarzył. To fakt, obecnie brakuje w Olsztynie koncertowych miejsc dla undergroundowych zespołów, jednak kontekście Krzty nie wiele to zmienia. Z zamysłem gramy u siebie maksymalnie jeden koncert rocznie. Boli za to fakt, że mało zespołów wrzuca Olsztyn na mapę swojej trasy po Polsce i jeśli chcemy coś zobaczyć, to wiąże się z tym wyjazd do sąsiednich, większych miast.
A jak przy koncertach jesteśmy, w trakcie jednego wieczoru dzieliliście scenę z Fertile Hump i Taxi Caveman – które są genialnymi zespołami, ale jednak stylistycznie dość mocno Was wszystkich twórczość jest rozrzucona. Wolicie grać w tak różnorodnym stylistycznie towarzystwie, czy raczej, choć akurat w Waszym przypadku o to ciężko, czymś bliższemu Waszym dźwiękom?
Andrzej: Oba zespoły to świetne ekipy. Z przyjemnością dzieliliśmy z nimi scenę. Pomysł był Patryka prowadzącego Piranha Music, a zajmującego się teraz naszym zespołem. Pomysł uważam za trafiony, nie odczuwam potrzeby mocnego kategoryzowania – jak muzyka jest fajna to czemu tego nie łączyć?
Kuba: Zdarza się nam grać w totalnie rozstrzelonych zestawieniach, jak i bardziej zawężonych gatunkowo imprezach. Z perspektywy muzyka to nie ma dla mnie znaczenia, czy towarzyszące nam zespoły grają muzykę zbliżoną do naszej czy nie, bardziej skupiam się na wpływie tej muzyki na moją osobę i jej jakości. Na co dzień nie ograniczamy się do muzyki, która jest gatunkowo bliska Krzcie, co przekłada się na otwartość w warunkach scenicznych.
Nie bez powodu w przypadku Waszej muzyki pojawiają się porównania do Kobong, który w moim odczuciu jest dość ciekawym przypadkiem. Bo z jednej strony „środowisko” się nim zachwyca, często powtarzając, że nie odniósł sukcesu, bo wyprzedził swoje czasy, ale ilekroć pojawia się jakiś skład, któremu przykleja się łatkę „kobong”, to tak jak szybko się pojawia, tak szybko słuch o nim przepada.
Czyżby ciągle jeszcze nie doszliśmy do tych czasów?
Kamil: To ciekawe że słuchacze w Polsce porównują nas do Kobong, a za granicą do zupełnie innych zespołów. Na pewno można znaleźć w naszej muzyce pewne podobieństwa, (jak się mocno tego chce), tylko u nas jest zupełnie inny vibe niż u Kobong. Nie jesteśmy zapatrzeni w ten zespół. Inspirujemy się mnóstwem innych rzeczy.
Andrzej: Czasy dla muzyki jak każde inne. Z jednej strony jest mi naprawdę miło i duma rozpiera, że jesteśmy wymieniani w jednym zdaniu z tak kultową w pewnych kręgach kapelą, z drugiej tak oczywiste zamknięcie nas w tej klamrze uważam za krzywdzące. Inspiracji jak wspomniał Kamil jest naprawdę wiele. Jest mi tym trudniej, że nie widzę tego tak jasno jak Ci którzy decydują się na porównanie. Podsumowując, Kobong to świetna kapela, ale nie mi oceniać czy to ich czas, niestety nie mamy.
Kuba: Nie inspirowaliśmy się Kobongiem przy tworzeniu tego materiału. Ja, twórczość tego zespołu znam bardzo pobieżnie. Spotykam się z Kobongiem zdecydowanie częściej w kontekście porównań do Krzty, niż z faktycznie z jego twórczością w moich głośnikach. Istnieją zespoły, z którymi zdecydowanie łatwiej nas skojarzyć. Wydaje mi się, że ta opinia jest często bez zastanowienia przekazywania z ust do ust, bez refleksji wysuniętej po odsłuchu.
Premiera Waszego ostatniego wydawnictwa miała miejsce 8 października. Tytuł „Żółć. Niszczenie. Zgliszcze.” – w połączeniu z tekstami i całą koncepcją albumu, trudno mi sobie wyobrazić lepszy album do słuchania w trakcie „złotej polskiej jesieni”. Jak myślicie, na ile ważny w odbiorze muzyki jest kontekst, w jakiej jej słuchamy?
Kuba: Wydaje mi się, że to są kwestie ściśle personalne i zależne od danej chwili. Mam osobiście zdecydowanie większą potrzebę sięgania po muzykę ciężką czy depresyjną przy “ciemnych porach roku” i wiem, że wiele osób tak ma, ale to nie są wyłączne ramy. Koniec końców okoliczności nie są ważne, sięgajcie po ten krążek zawsze, kiedy macie taką potrzebę.
Andrzej: Myślę, że okoliczności słuchania każdej muzyki mają wpływ na odbiór. Inaczej odbieram Neurosis w zimowy wieczór na spacerze ze słuchawkami, inaczej odbieram ten sam zespół słuchany przy zmywaniu naczyń w pogodny dzień. Namawiam do słuchania muzyki w obu okolicznościach ale odbiór, działanie, wpływ na nas może być różny.
W Waszych wywiadach często przewija się wątek tego, że zazwyczaj współpracujecie z ludźmi, którzy rozumieją to co robicie i chcą z Wami współpracować. Nasuwa się zatem pytanie – czy zdarzało Wam się rezygnować z lukratywnych, w ten czy inny sposób współprac, bo ktoś „z drugiej strony” Wam personalnie nie odpowiadał?
Kuba: Nie przypominam sobie takiego scenariusza. Taka obustronna inicjatywa przebiega zazwyczaj bardzo naturalnie i ma raczej charakter długofalowy. Mamy sporo szczęścia do ludzi, współpracujących z naszym zespołem. Dziękujemy.
Andrzej: Dodam tylko, że to szczęście do ludzi obdarowało nas nie tylko osobami, które wiedzą co robimy i wspierają nas swoim działaniem, część osób wspierająca nasz zespół to nasi przyjaciele z którymi lubimy spędzać czas prywatnie. Widzimy się ze sobą nie tylko ze względu na działalność przy zespole. Szczęście do ludzi eliminuje sytuacje w których rezygnujemy z ciekawych działań przez personalne niedogadanie.
O ile rozumiem, proces tworzenia Waszej muzyki przebiega demokratycznie. Czy zatem, jeśli jeden z Was forsuje jakiś pomysł, który nie pasuje reszcie, taki koncept ląduje od razu w kosz, czy rzeźbicie go, dopóki wszyscy nie stwierdzą „to jest to”?
Kuba: W dużym uproszczeniu: motywy, które nie przemówiły do wszystkich od razu, przechodzą przez filtry naszej trójki, aby finalnie działały na każdego z nas. W praktyce nie jest to takie proste. Czasami proces twórczy przebiega gładko, jednak często, na drodze po złoty środek atmosfera staje się gęsta. Na końcu okazuje się, że było warto. Takie momenty utwierdzają nas w przekonaniu, że każdemu zależy na efekcie finalnym.
Odnoszę wrażenie, że niekomfortowo czujecie się, kiedy Waszej muzyce przykleja się łatkę metalu. To jakiś uraz do samej muzyki, czy bardziej środowiska „kucy”, dla których wszystko zaczęło i skończyło się na „Kill’em All” i „Reign in Blood”?
Kamil: Absolutnie nie czujemy się niekomfortowo. Po prostu nie gramy stricte metalu. Z naszej trójki to akurat ja słucham metalu najwięcej chyba.
Andrzej: Nie czuję wszechobecnej potrzeby szufladkowania muzyki, jestem raczej za tym, żeby szukać wspólnych mianowników niż podziałów. Zupełnie nie mam nic do nazywania nas kapelą metalową, jeśli ktoś tak uważa ok, jeśli ma potrzebę nazwania naszej muzyki sludge – ok, mathcore? Również ok. Sam miałbym problem z określeniem gatunku.
Tu pytanie stricte do Kamila. Czy przy tworzeniu grafik / obrazów musisz się wprowadzić w inny headspace, niż przy tworzeniu muzyki, czy są to pokrewne stany umysłu?
Kamil: Czasem są to pokrewne stany, a czasem zupełnie różne. W trakcie tworzenia jednej grafiki, czy jednego obrazu ,pojawiają się w danym momencie zupełnie odmienne stany. Raz tworzy się coś na szybko, raz będzie to dłubanina w szczegółach. Wszystko zależy od nastroju.
Lądujecie na wielu internetowych listach „naj” podsumowań muzycznych roku. Czy w jakiś sposób Was to motywuje, zwiększa presję, czy Wam to „lata”?
Kuba: Cieszy nas fakt, że przy bezkompromisowym podejściu do tworzenia, pojawiają się tak przychylne nam opinie. Motywuje nas to do dzielenia się z szerszym gronem odbiorców, jednak nie ma wpływu na przyszłe procesy twórcze. Jeśli nagramy kolejny album, to dalej będziemy się kierować myślą, że nasza muzyka ma w pierwszej kolejności służyć nam.
Andrzej: Z oczywistych względów to bardzo miłe i jesteśmy naprawdę wdzięczni za tak przychylne przyjęcie. To pozwala sięgać dalej, grać więcej. Nie jest natomiast w absolutnie żaden sposób wpływające na to co tworzymy. Nie widzę tu żadnego związku.
Chciałem zapytać o to jaki wpływ na Was, jako muzyków miał fakt, że tworzycie akurat w Olsztynie, ale podobno zbyt często o to jesteście pytani, więc spróbuję inaczej. Czy naprawdę wierzycie, że Wasze otoczenie, te ulice i miejsca, które codziennie mijacie nie mają na Was, jako twórców żadnego wpływu i taką samą muzykę pisalibyście we wspomnianym z jednym z wywiadów Radomiu?
Kuba: Zawsze, gdy pada pytanie tego typu podkreślam, że zdecydowanie większy wpływ na rozwój zespołu mają ludzie z tego miasta, którzy nam towarzyszą, niż panujący w nim klimat. Mnie samo miasto nie inspiruje do tworzenia tej muzyki, nie pochodzę z Olsztyna i nie mam z nim silnej więzi.
Na pewno otaczająca nas tu rzeczywistość ma wpływ na to co robimy, to nieuniknione, jednak nie jest to kluczowy czynnik.
Andrzej: Naprawdę lubię Olsztyn, a jest to dość niepopularna opinia wśród moich znajomych, założyłem tu rodzinę, mam pracę i tu jest KRZTA. Bywa, że ktoś wspomni o wspólnym vibe kapel grających w tym rejonie, teraz czy w przeszłości – więc być może ten rejon jakoś wpływa na innych. Ciężko mi to ocenić bez odpowiedniej perspektywy, trudno mi to ocenić z tak bliska ale jestem dość pewien, że to miasto nie ma bezpośredniego wpływu na tworzoną muzykę. Raczej, sytuacje i ludzie, relacje.

Ziejący ogniem ptak, który znajduje się na wewnętrznej stronie okładki od razu skojarzył mi się z wilkiem z „Times of Grace” Neurosis. Czy faktycznie mamy tu do czynienia z jakąś inspiracją? Dla jasności, broń boże nie implikuje jakichś plagiatów, czy zrzynki, to tylko czysta ciekawość fanboya Neurosis.
Kamil: Do mnie Neurosis dotarło dosyć późno, także w momencie powstawania jednego z kruków zupełnie nie miałem w głowie okładki Times of grace. Przy drugim owszem przyznaję się do tyci inspiracji.
Wiem, że jeszcze „ŻÓŁĆ.NISZCZENIE.ZGLISZCZA” dobrze nie ostygło, ale muszę zapytać, czy może już powoli nie powstaje coś nowego, co dawałoby nadzieję, że na następcę tego albumu nie będziemy musieli też tak długo czekać?
Kuba: Prace nad tym albumem trwały około pięciu lat i był to dość wymagający proces. W chwili obecnej chcielibyśmy dokończyć dzieła nagradzając się koncertami i promocją albumu. Dopiero, gdy wyczerpiemy ten temat, będziemy rozmawiać o kolejnych krokach.
Andrzej: Temat wszystkiego co związane z naszą ostatnią płytą zdecydowanie nie został jeszcze wyczerpany. Potrzeba tworzenia nowych rzeczy musi sama przyjść, nie będziemy niczego pośpieszać. Teraz jesteśmy skupieni na promocji obecnej płyty.
Mam w zwyczaju oddawać głos na koniec „przesłuchiwanym”, także jeśli jest coś co chcielibyście jeszcze przekazać, czego ja nie poruszyłem to głos jest Wasz.
Andrzej: Bardzo dziękujemy za możliwość wypowiedzenia się w kilku tematach. Życzę wszystkim powrotu do stabilnej sytuacji. Czas wrócić na koncerty.
Rozmawiał – Kosa