Prawdziwym sensem życia jest Instagram – wywiad Aborted

Fanom death metalu Aborted nie trzeba przedstawiać. Przed ich warszawskim koncertem z Entombed A.D. mieliśmy porozmawiać z wokalistą zespołu – Svenem De Caluwe

Antyportal: Mieliście na przestrzeni lat wiele zmian składu, zwłaszcza wśród perkusistów. To jakiś tribute dla Spinal Tap, w związku z tym, że jesteś fanem klasycznego kina, czy granie na garach w Aborted jest tak wymagające, że nie sposób nadążyć?

Sven De Caluwe, Aborted: Trochę to zabawne bo mamy tego samego perkusistę od 10 lat. Pewnie to dlatego, że dałeś się zwieść jego ciągle zmieniającemu się i onieśmielającemu wyglądowi apokaliptycznego gówniaka. Mogę Cię zapewnić, że sir Ken Bedene jest faktycznym, prawdziwym perkusistą Aborted od 2009 roku. Napisał też większość zeszłego albumu. Albo on, albo jego klon. Ale może był to jeden z tych mitycznych perkusistów, o których mówisz. Nie mam pewności. Może powinienem to sprawdzić w google, albo na Wikipedii, kto wie?

(Muszę się wytłumaczyć, że dałem tu trochę ciała bo posłuchałem kolegi, który zasugerował mi to pytanie, choć to nie perkusiści a gitarzyści w dużej liczbie przewijają się przez Aborted, a ja jak ostatni amator nie zweryfikowałem źródła 🙂 przyp. Kosa)

Oczywiście dużo czasu spędzacie w trasie z różnymi zespołami, które na pewno mam różnego rodzaju sposoby na radzenie sobie z byciem w drodze przez kawał życia. Czego się od nich nauczyliście w tym temacie?

Sekret życia leży w dezaprobacie dla innych istot ludzkich i unikaniu ich na tyle, na ile to możliwe. Do tego należy dodać wspaniałą magię internetów. Metodą prób i błędów nauczyliśmy się, że prawdziwym sensem życia jest Instagram. Zero polubień, zero zainteresowania. Ilu masz obserwujących? globalne ocieplenie do fikcja, ale trzęsienie tyłeczkiem na Instagramie jest prawdziwe, bo dowód. Koniec tematu.

W Matrixie Agent Smith mówi, że na samym początku symulacja komputerowa, która więziła ludzi była idyllą, ale ludzie ją zniszczyli, bo nie byli w stanie funkcjonować w idealnym świecie. W jednym z wywiadów, powiedziałeś, że żyjemy w czasach, w których powinniśmy być szczęśliwi, co oczywiście nie ma miejsca. Czy w takim razie zgadzasz się z Agentem Smithem, że nie możemy funkcjonować bez konfliktów i ciągłych wyzwań?

Zgadzam się z tym w pełni. Myślę, że powodem tego może być generalne lenistwo, albo brak namacalnych, prawdziwych problemów. Choć jest ich w sumie sporo, ludzie decydują się na ich ignorowanie, o ile nie dotyczy ich to w sposób, który mogliby realnie odczuć. Angażujemy się w te walki o cnoty, tak jakbyśmy cofali się do alt 50tych i udajemy, że chcemy żyć w idealnym świecie. Ale wcale tego nie potrzebujemy. To czego nam trzeba, to żeby ludzie bardziej się akceptowali i mieli mniej bólu dupy, kiedy ktoś się z nimi nie zgadza. Konflikt nie oznacza wojny, a przeciwne sobie punktu widzenia nie są dyskryminacją sensu stricte. Obudźcie się i dla odmiany zróbcie użytek z miliona sposobów na zdobycie informacji, jakie dzisiaj macie, zamiast czytać kretyńskie nagłówki w social mediach.

Lubisz klasyczne horrory z lat 80tych, a co myślisz o dreszczowcach, które ostatnio dotarły do zbiorowej świadomości takich jak: „Get Out”, „Hereditary”, „Don’t Breathe, czy „The Witch”? Wiesz, tych mniej krwawych.

Naprawdę niektóre z nich bardzo mi się podobały. Problem w tym, że kiedy zdobywają one uznanie ich reżyserzy natychmiast zyskują w cholerę hype’u i dostają poważnego przypadku syndromu zakochania w zapachu własnych pierdów. Zaczynają tworzyć filmy, które są za artystyczne, żeby ludzie mogli się w nich połapać. Znaczy to tyle, że chowają straszne gówno pod nazwą „sztuki”. „Get Out” i „Hereditary” były świetne, „Don’t Breathe” było bardzo dobre i na pewno miało świetny zwrot akcji. Z drugiej strony rzeczy takie jak „Mandy”, „Midsommar”, czy „Mother” mogą mi possać.

Nagraliście i napisaliście Terrorvision bez obcowania ze sobą jako zespół w studio, jako że podzieliliście się na dwa zespoły. Czy to nie odbiera całej zabawy z nagrywania i pisania albumu?

To nie do końca tak. Materiał pisaliśmy, kiedy każdy z nas był w domu, a nagrywaliśmy go w dwóch zespołach. Tak było po prostu dużo bardziej efektywnie. Mieszkamy na dwóch różnych kontynentach, więc pisanie byłoby strasznie kosztownym przedsięwzięciem, jeśli mielibyśmy to robić razem. Ale nie znaczy to, że w jakikolwiek sposób był to mniej wspólny wysiłek. Ken pisał większość rzeczy i nagrywał w domu na prawdziwych bębnach. Wszyscy przekazywaliśmy mu co myślimy i dokładaliśmy coś od siebie dopóki nie mieliśmy mniej więcej ostatecznej wersji piosenki, do której nagrywaliśmy też wokale. To wszystko działo się, zanim weszliśmy do studia. Kiedy to w końcu zrobiliśmy większość rzeczy była już ustalona i nawet producent był zaangażowany w proces od wcześniejszych jego etapów. Pozostało więc tylko dodać ostatnie szlify w studio, żeby wszystko świetnie brzmiało. Za dużo osób w studio na raz, to też może być problem. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.

Pracujecie teraz nad czymś nowym, czego możemy się spodziewać w niedalekiej przyszłości?

Kohle właśnie jest w trakcie miksowania naszej nowej EPki i powinna się ona ukazać jakoś w przyszłym roku. Będą na niej 3 nowe piosenki i jeden cover, który wcześniej się nie ukazał, więc jest na co czekać. To na pewno jeden z najbardziej wymagających i ciężkich materiałów, jakie dotychczas nagraliśmy. Poza tym większość 2020 przeznaczymy na pisanie, nie będzie żadnych europejskich tras, więc wpadnijcie zobaczyć to piekło nad Europą, póki możecie.

Wasze teledyski mają klasyczny klimat, gdzie zespół gra i coś tam się dzieje w międzyczasie, ale kiedy zobaczyłem wasze lyric video, do Terrorvision pomyślałem „Chciałbym coś takiego zobaczyć”. Muszę więc zapytać, myśleliście o zrobieniu czegoś w stylu takiej krótkiej animowanej historii, czy jednak jesteście zwolennikami klasycznego podejścia i koniec?

Myślę, że lubimy to klasyczne podejście, ale problemem jest też to, że animowane teledyski są bardzo, bardzo kosztowne. Ciągle gramy naprawdę ekstremalną muzykę, więc nie mamy budżetu wymaganego na taką produkcję. Ale muszę też przyznać, że bardzo chcielibyśmy to zrobić.

Macie na koncie 10 albumów, więc jest z czego wybierać przy układaniu koncertowej setlisty. Jaki jest wasz przepis na na idealną setlistę Aborted i czy zdarza wam się usuwać z niej kawałki, na które publiczność nie reaguje jakbyście chcieli?

Staramy się grać po trochu wszystkiego na tyle, na ile jest to możliwe. Zwykle gramy około godziny, więc z każdego albumu coś się znajdzie. Niestety nie gramy niczego z pierwszego albumu ani z slaughter / strychnine, bo są do dupy. Potrafimy zazwyczaj określić które kawałki sprawdzą się na żywo, a potem dodajemy losowe inne kawałki i sprawdzamy jak się przyjmą. Setlista często zmienia się na trasie dopóki nie osiągniemy idealnej.

Wypuściliście grę karcianą Aborted, jest pikantny sos Aborted, do którego zaraz wrócę, ale mając na uwadze wasze poczucie humoru, czemu nie ma na przykład dildo Aborted? Motorhead swoje wypuściło i myślę, że Wasze mogłoby być hitem.

(Śmiech) może powinniśmy to zrobić i nazwać je niszczycielem błony dziewiczej? Może nigdy go nie mieliśmy, bo nie jest to coś, czego byśmy używali Nie wiem i kto wie?

A teraz wracając do pikantnego sosu. Nie wiem czy wiesz, ale jest na youtube program, który nazywa się „Hot Ones”, w którym koleś przeprowadza wywiady ze sławnymi osobami podczas jedzenia niesamowicie pikantnych skrzydełek. Moje pytanie brzmi: czy wziąłbyś udział w takim programie i ile Scoville’i ma Wasz sos, bo myślę o jego zakupie, jeśli będzie dostępny na trasie.

Tak się składa, że pracujemy nad metalową wersją tego programu z innym zespołem i będzie się on nazywał Shot Ones. Nasz sos będzie dostępny na razie ekskluzywnie na naszej trasie, może później będzie dostępny przez zamówienia mailowe, ale jest to trochę skomplikowane od strony prawnej. Odważ się, bo jest ostry i pyszny!

To nie jest podchwytliwe pytanie i nie staram się Cię oczerniać, jestem po prostu ciekawy, bo też mam osobliwe poczucie humoru i zawsze jestem ciekawy opinii na ten temat. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że ludzie nie powinni się obrażać o wszystko co może ich dotknąć, bo bardzo ważny jest kontekst. To miało miejsce w okolicach afery z hailującym Philem Anselmo i zastanawiam się, czy chciałeś przez to powiedzieć, że możesz mówić co Ci się podoba, dopóki umieścisz to we właściwym kontekście?

To zależy. To naprawdę trudne pytanie. Zdecydowanie uważam, że ludzie nie powinni tak łatwo się obrażać i brać wszystkiego do siebie. Kontekst i ton wypowiedzi tworzą sporą część przekazu i ludzie często odbierają coś, jakby było skierowane do nich, podczas kiedy nie jest. Czy myślę, że można mówić wszystko co się chce? Chyba tak, ale jednocześnie powinieneś używać czegoś, co nazywa się mózgiem, oraz kompetencji społecznych, żeby wiedzieć, czy powinieneś to mówić. A jeśli już się na to zdecydujesz, powinieneś być gotowy na poniesienie konsekwencji.

Czy jest jakieś pytanie, na które zawsze chciałeś odpowiedzieć, ale nikt Ci go nigdy nie zadał?

Nie mam pojęcia, jest naprawdę wcześnie i mój mózg jeszcze nie działa (śmiech)

Czy chcesz coś powiedzieć waszym fanom w Polsce oczekującym na Wasz koncert z Entombed A.D.?

To będzie nasza jedyna europejska trasa aż do następnego albumu, więc upewnijcie się, że jej nie przegapicie. 3 pokolenia degeneratów częstujących death metalowym sosem, wpadnijcie się przywitać przyjaciele

Facebook Aborted

Koncert Aborted i Entombed A.D.

Rozmawiał: Kosa