Życie codziennie to dla nas wielka sztuka – wywiad z MOAFT

MOAFT na z płyt to nie w połowie tak rażąca siła, jak na żywo, więc szkoda, że tak relatywnie rzadko można ich zobaczyć na żywo. Szkoda też, że nie mieliśmy okazji z nimi porozmawiać na żywo, bo w wywiadzie mailowym okazali się być mocno enigmatyczni.

Antyportal.net: Jakie potencjalne nawy zespołu poległy z MOAFT, bo nie uwierzę, jeśli powiecie mi, że  to był pierwszy wybór.

MOAFT: MOAFT to konsensus propozycji każdego z nas. Nie mogło powstać z tego nic innego jak niezrozumiały skrótowiec.

Mówicie na swoim „feju”, że powstaliście z „(…)doświadczeń i fascynacji trzech jednostek, którym służy przebywanie w tym samym miejscu i czasie”. Jak to było? Siedzieliście przy herbacie i ciastkach i doszliście do wniosku, że można by w sumie coś razem nagrać?

Grzesiek nam zawsze imponował swoim bębniarskim sprytem i energią. Kiedy zaprosił mnie (Bartka) i Adama na próbę – ogromnie się ucieszyliśmy. Dopiero potem zrobiło się sympatycznie.

Gracie muzykę instrumentalną, więc zamiast pytać czemu nie macie wokalisty zapytam, gdyby był, o czym chcielibyście, żeby były wasze teksty?

Chcielibyśmy, żeby teksty były zaskakujące i dobre. Ogromną frajdę sprawia nam jak publiczność klaszcze w trakcie numeru mając nadzieję, że to już koniec.

Oczywistym jest, że trudno jest wrzucić was do jakiegoś worka, ze względu na wielowątkowość waszej muzyki, sami też nie jesteście chętni łatkom, ale słuchacz, manager, dziennikarz, czy osoba was bookująca musi was jakoś określić, żeby „sprzedać” was potencjalnym słuchaczom. Jak w takim razie sami byście się „sprzedali”?

To co robimy określamy jako alternatywę regresywną – jest to termin, który chyba bardziej mówi o nas niż o naszej muzyce.

Ta wasza „nieokreśloność” jest dla was atutem, czy kulą u nogi, bo ostatnio czytałem wywiad z osobą, która też grała trudną do zaszufladkowania muzykę i w związku z tym, że nie udało się nigdzie wpasować zespół został zawieszony na kołku.

Nieokreśloność to dla nas wielki komplement. Lubimy być nieoczekiwani. Dużo się nakombinowaliśmy, żeby tak właśnie było.

Co jest większą sztuką: pisanie muzyki, czy godzenie jej pisania z codziennym życiem nie będąc gwiazdami rocka i robiąc wszystko w duchu DIY?

Pisanie muzyki jest fajne, bo robimy je razem. Życie codzienne prowadzimy oddzielnie, więc to jest dla nas trudniejsze – to wielka sztuka.

Trafiło wam się grać w kilku ciekawych miejscach i z kilkoma ciekawymi składami. Z czyjej strony wychodzi zwykle inicjatywa? Pytacie, czy jesteście pytani o możliwość zagrania?

Zwykle inicjatywa jest podzielona. Najczęściej gramy dzięki uprzejmym zaproszeniom innych zespołów. Jeżeli brakuje nam jakiegoś przystanku na trasie, bez którego nie wyobrażamy sobie przejechać np. przez Białystok, to staramy się sami wychodzić z inicjatywą, by tam zagrać.

Wasze koncerty nazwałbym „mocno energetycznymi i energetyzującymi. Co sprawia, że macie na scenie w sobie tyle „mocy”?

Dieta naszej trójki i codzienne treningi jednego z nas. Muzyka pozwala nam zdjąć z siebie odpowiedzialność i ciężar dnia codziennego, bo jak ustaliliśmy to ono jest dla nas największą sztuką.

Odwiedzając wasz profil na „feju” rzuciły mi się w oczy miejsca, które odwiedziliście, żeby grać na żywo. Czy jesteście jednym z tych zespołów, który więcej słuchaczy znalazł za granicą, niż w Polsce?

Trudno powiedzieć, trudno zrozumieć – mówimy tylko po polsku. Zdecydowanie więcej koncertów zagraliśmy dotychczas w Polsce, więc siłą rzeczy jesteśmy lepiej znani słuchaczom krajowym. Zagranicą nasze teksty – które są kanwą, na której budujemy całą muzykę – są niestety niezrozumiałe.

Cicho zdaje się u was ostatnio. Czy to cisza przed burzą?

Tak! Już nadciągają kłęby ciemnych chmur…

W tym roku, jeśli dobrze liczę, skończyliście 8 lat. Nauczyliście się czegoś w tym czasie dzięki MOAFT?

Nauczyliśmy się mentalnie liczyć do trzech i to było dla nas najtrudniejsze.

Te „etniczne” wstawki na URSA MAJOR, to efekt jakiejś waszej fascynacji tego rodzaju muzycznymi i nie tylko klimatami, czy po prostu do głosu doszła słowiańska dusza?

To był efekt fascynacji po prostu fajną muzyką – bez gatunku, ale z duszą.

Green Lungs Records to regularna wytwórnia, która szuka i wydaje artystów, czy sposób na wydanie muzyki własnej i paru kumpli?

Green Lungs Records to wytwórnia, która szuka artystów i która się kumpluje.

Za moment zagracie na urodzinach Piranha Tourbobooking, jaki prezent przygotowaliście solenizanta?

Pssst… planujemy zagrać premierowy numer.

Chcecie coś powiedzieć  światu,  o co nikt z wywiadujących was dotąd nie zapytał?

Tak, razem mamy trójkę dzieci.

Rozmawiał: Kosa

MOAFT na Facebooku