Świat nie daje mi złagodnieć – Diuna wywiad

O toruńskiej scenie muzycznej, stonerze i życiu w bastionie ojca Tadeusza rozmawialiśmy z zespołem Diuna

Antyportal.net: Najważniejsza sprawa na wejście Harkoneni, czy Fremeni?

Patryk: Harkoneni.
Kuba: Matti Hautamaeki i Veli Matti Lindstroem

Czekacie na Diunę Denisa Villeneuve’a?

Patryk: Raczej tak.
Kostas: Jak najbardziej. W końcu wzięliśmy swoją nazwę od tego filmu 😉
Kuba: Czekamy. Jeden z najciekawszych reżyserów, który nie zrobił słabego filmu. Bardzo fajnie, że robi film o nas. Bardzo nam miło. Dziękujemy!

Pustynne klimaty, to coś, czego w Polsce raczej nie uświadczysz, skąd u was wziął się potrzeba „stonera”, od którego zaczynaliście ewoluować do dzisiejszego kształtu?

Kostas: Od dziecka kocham Black Sabbath. Jako nastolatek, po ostrej fazie na punk, zacząłem odkrywać takie kapele jak Kyuss, Electric Wizard czy Sleep, te dźwięki miały w sobie powiew, świeżości i sentymentu. Poza tym wychowałem się mieszkając na osiedlu na skraju lasu, takiego z prawdziwego zdarzenia, z dziką zwierzyną… Przechadzki wśród drzew, podczas których nosiłem słuchawki wypełnione charczeniem – dość szybko odkryłem drone – były niezłym środkiem na melancholię. Jeśli zaś chodzi o pustynne klimaty, to Polska jest Saharą Miłości, Wzajemnego Szacunku i Zrozumienia. Łatwiej zostać wielbłądem, niż wciąż przekonywać, że się nim nie jest.
Patryk: Najpewniej ze słuchania stoner rocka i braku „typowo rodzimej” odpowiedzi na ten nurt. Albo z potrzeby pustki, bo pustynia to pustka. Stanie bez możliwości odwrotu w obliczu słońca, które zmieniło kolor na czarny jak w kawałku Eletric Wizard to pustka. No i komos jest pustką, stąd wiele nawiązań w gatunku
Kuba: Patryk Mitzig miał taką potrzebę. Ja takiej potrzeby nie miałem chociaż stoner zawsze lubiłem. Jak Patryk powiedział, że będziemy grać stoner to wiedziałem, że to nie dojdzie do skutku. Odpowiedziałem mu tak, a sobie w głowie powiedziałem: hehehe.
Malies: Ja zasadniczo po prostu słuchałem dużo takiej muzy kiedyś. I jakoś tak się przekłada, że czego dużo się słucha to się tak gra później. Największy wkład w początkowy materiał miał też Mitzig, który jest najbardziej stonerowym elementem Diuny, to na pewno też miało przełożenie na
to co wtedy graliśmy.

Kilka zespołów z polskiej „sceny”, około stonerowej, do której też się was zalicza już ma za sobą zagraniczne wojaże, czy nie myślicie, że dla was przeszkodą do takowych może być fakt, że śpiewacie po Polsku?

Kostas: Być może. Język polski nie jest narzędziem komunikacyjnym o zasięgu między- czy ponadnarodowym, trudno wymagać od odbiorców nie posługujących się nim zadawania sobie trudu zrozumienia. Sytuacja takich zespołów jak nasz jest o tyle zabawna, że choć w warstwie dźwiękowej zdecydowanie odbija się u nas światowa dominacja kultury anglosaskiej, to dochodzi do tego lokalny element, który funkcjonuje w poprzek tej tendencji. To jest potencjalnie jakiś konflikt, dysonans, a odbiorca znajduje się w strefie zgniotu. Łatwiej i spokojniej żyje się w przeświadczeniu, że wszędzie sięga Ameryka. Zwłaszcza teraz.
Patryk: Jest prawdą, że ładniej się sprzedają za granicą muzykanci po angielsku. Więc trochę tak. Z drugiej strony, jeśli stoner szeroko pojmiemy jako nurt nawiązujący do muzyki rockowej z przełomu lat 60/70, to mam mniej obaw. Kiedyś to był srogi prog rock. Było kombinowanie, flety,
tereminy, efekty gitarowe, kwasy i czad. Stoner jest wbrew pozorom całkiem progresywny w zwiazku z tym zamiłowaniem do starego grania. Każdy przejaw przeciętności kwituje się określaniem kapeli jako „generycznej”, bo stonerowcy lubią teraz kombinowanie, więc zespół z
Polski z tekstami w rodzimym języku może wydać się atrakcyjną propozycją.
Kuba: Muzyka ma przemawiać sama przez siebie. Miłość, szczęście, strach, śmierć mimo że w różnych językach brzmią różnie to dla każdego są takie same. Urodziliśmy się w Polsce. Tutaj mamy zaszczytną i zarazem wątpliwą przyjemność tworzyć. Nie dla wojaży, ale żeby coś przekazać. Niekoniecznie wszystkim i niekoniecznie za pomocą konkretnych słów.
Malies: Trudno powiedzieć. Na pewno z początku było to przeszkodą nawet w ‚obrocie krajowym’ naszą twórczością, bo było dużo ludzi którym totalnie nie siedziały polskie teksty w stonerze. Ale jak widać – coś się w tej kwestii ruszyło.

Ta meblościanka, komoda, czy jak to nazwać z okładki do „The Very Best Of Golden Hits”, to element zastany, czy ją tak ładnie zaaranżowaliście?

Patryk: Nie wiem.
Kuba: Aranżacja Kostasa i Ady na podstawie zdjęć z domu rodzinnego prokuratora generalnego Ukrainy. Polecam popatrzeć
Kostas: Jeśli przez myśl przeszło Ci, że to element zastany, to tylko pokazuje jakie szczęście mieliśmy gdy Ada Gołębiewska zaproponowała pomoc z okładką. Z tego miejsca serdecznie pozdrawiam!

Ta meblościanka, tytuł albumu no i też trochę muzyka którą gracie wpisuje się trochę w popularny ostatnio trend mówiący, że kiedyś to były czasu, a teraz nie ma czasów ze swoimi retro smaczkami.
W waszym wykonaniu to wyraz tęsknoty za przeszłością czy szydzenia z takiej tęsknoty?

Kuba: I jedno i drugie. Diuna to szydząca tęsknota
Kostas: Jedno nie wyklucza drugiego w pełni. Wszyscy w kapeli jesteśmy odrobinę nostalgiczni, i mocno nasiąknięci aurą bycia częścią generacji urodzonej w ostatniej dekadzie XX wieku. Myślę, że zdajemy sobie też jednak doskonale sprawę z tego, że idealizowanie przeszłości to błąd. Kiedyś słyszałem na wiejskim przystanku PKS rozmowę dwóch pań, których wygląd wskazywał na to że czas, o którym opowiadały przypadał na późne lata trzydzieste/wczesne czterdzieste: „A pamiętasz, pamiętasz jak się na jabłka chodziło do Iksińskiego do sadu? Jak się w klasy grało? Jak przyjemnie było?”. To przecież był czas, kiedy światem wstrząsała II wojna światowa – ale czy śmierć milionów w obozach koncentracyjnych i na frontach unieważnia ich szczęśliwe wspomnienia? Lubię muzykę końca lat sześćdziesiątych, a granie na czarno-białym Game Boyu w Pokemony
wspominam ciepło, ale to nie znaczy że nie zdaję sobie sprawy ze znaczenia boomu rocka psychodelicznego i mody hippisowskiej jako próby skapitalizowania i wysublimowania wywrotowego potencjału zmęczonych wojenną traumą swych rodziców baby boomersów przez obawiający się wpływów ZSRR blok Zachodni, albo z do bólu antropocentrycznego przesłania Pokemonów, ustawiającego człowieka poza, ba! ponad przyrodą.
Patryk: Tęsknota w słowo klucz. Jak się rzuci okiem na lineupy popularnych stonerowych festiwali, to pozornie ciężko znaleźć, według jakiego klucza kapele są zapraszane. Zdarza się, że srogie doomy wtórują retro/folk rockowi, a pustynne riffy brzmią jakby dziwnie bluesowo. Mimo tego wszytko siedzi. Dlaczego na jednej scenie mógłby wystąpić The Bong Of Satans Bitch i Retro Blues Radio? Właśnie o tęsknotę chodzi. Tęsknotę za ideą klasycznego rocka, a klasyczny rock, to zarówno ciężkie granie napędzane przez WOJNĘ I BÓL, jak i progresywne bluesowe granko o
tyłkach nastoletnich dziewczyn i yeah \m/ czad. No, ale nie mówię, ze to nie jest szydzenie.
Malies: Dla mnie zupełnie nie wyraz tęsknoty. Właśnie wręcz przeciwnie, raczej trochę śmieszek z kwadratów nie umiejących ruszyć dalej.

Wracając jeszcze do tego tytułu, mam przekonanie, graniczące z pewnością, że to żart mający być kąśliwym komentarzem do…no właśnie, czego?

Kuba: Chcemy aby nasza płyta znalazła się kiedyś w supermarketowym koszu z płytowymi promocjami. Tam nastąpiło by zwięczenie.
Kostas: Materiał na płycie to utwory powstałe na przestrzeni dwóch lat, pomiędzy rokiem 2015 a 2017, najstarszy jest „Afekt Bladawy”, najmłodsza bodaj „Uczta” albo „Kłamstwa Szatana”. Sporo numerów zwyczajnie spadło. W moim życiu zachodziło wtedy wiele zmian, co ma swój oddźwięk w tekstach. Trudno było znaleźć jakiś wspólny mianownik w postaci hasła, nadającego się na tytuł. To, które się nim stało to komentarz kąśliwy i z pewnością autoironiczny.
Patryk: Nie jestem pewien, czy pierwotnie miało w tym tytule być coś głębszego. Raczej czysta szydera. W Diunie głębsze wątki pojawiają się raczej niejako przypadkiem. Jeśli w ogóle.
Malies: Trochę do nas samych. Większość kawałków z debiutu była już dłuuugo grana na koncertach, singlowy ‚Śmieć…’ po raz pierwszy był grany na premierowym koncercie naszej Epki ‚Poniósł wiatr”, więc trochę czasu nam zajęło ogarnięcie się i nagranie materiału.

Zaznaczę na wstępie, że to pytanie nie jest sponsorowane. Od jakiegoś czasu zdarza mi się zazdrością spojrzeć na to co dzieje się koncertowo w Toruniu, głównie za sprawą właśnie Patryka, którego Piranha Tourbobooking urodziny uświetnicie swoim koncertem. Wydaje mi się, patrząc z zewnątrz, że stosunkowo niedawno coś się u was ruszyło, a jak to wygląda z waszej perspektywy, jeśli chodzi o szeroko pojętą scenę?

Kuba: O jaką scenę pytasz? W NRD? Całkiem duża jest. A tak na poważnie to gdyby nie Patryk to bym musiał chodzić na koncerty do Dworu Artusa. Na szczęście Patryk wie co to kultura i nie daje zginąć w Toruniu.
Malies: Kiedyś dużo działo się na scenie eksperymentalnej, teraz temat troszeczkę przycichł, zamiast tego Patryk szaleje, co, z perspektywy osoby mieszkającej w Toruniu (swoją drogą – jako ostatnia z zespołu), jest bardzo pozytywne. Kiedy wprowadzałem się do Torunia nie przypuszczałem że kiedykolwiek będzie dane mi zobaczyć na własnym podwórku zespoły rangi Abraham albo Dopethrone.
Kostas: Scena w Toruniu? Ktoś tam, coś tam, gra. Chyba jednak najlepiej dla zespołu, jeśli wychodzi poza swoje lokalne ramy. A wspólnego koncertu z Jesienią czy Slug Abuse raczej nie zagramy – rozstrzał stylistyczny jest po prostu za duży. Chyba że Patryk napisze że jest opcja i wszyscy są chętni. Na taki gig przyszłyby chyba wszystkie słuchające gitarowego grania osoby w Toruniu
Patryk: Ponad 5 lat temu, gdy Diuna powstawała, sceny za bardzo nie było. A przynajmniej nie w takiej skali, jak dzisiaj. Jest masa kapel, są festiwale. No i przede wszystkim ludzie się jarają. To trwa od kilku lat i wszystko wskazuje na to, że dopiero nabiera rozpędu.

Toruń, oprócz pierników kojarzy się siłą rzeczy z pewnym kontrowersyjnym redemptorystą- radiowcem. Czy fakt, że Toruń jest stolicą jego imperium nie jest jakoś problematyczny dla rozwoju wspomnianej sceny?

Kostas: Coś może być na rzeczy, zdaje się że np. Wrocław prowadzi dość szeroko zakrojoną politykę wspierania inicjatyw związanych z budowaniem oddolnej sceny muzycznej. A w Toruniu nawet na Tofifest obcięto fundusze, żeby przeznaczyć je na odpowiednią tacę, co tu więc mówić o takich błazenkach maluczkich, jak my i nam podobni? Nie przeceniałbym jednak wpływu imperium Tadeusza Rydzyka na problemy toruńskiej sceny muzycznej, jest wiele innych powodów dla których Toruń jest prowincjonalnym miasteczkiem z uniwersytetem i CSW – choćby kwestie demograficzne.
Kuba: Kiedyś mój kolega wrzucił mu śmietnik przez płot. To był największy rokendrol jaki ktoś zrobił wobec tego typa. Fajnie by było jakby był dla nas problematyczny. Gość ma totalnie inne sprawy na głowie niż jakieś knypy z Torunia. Ale spoko, spiratowałem jego film pt Zerwany Kłos jak coś. Zapraszam do ścigania mnie.
Patryk: Nie. Czasem, bardzo rzadko, ktoś dla żartu wspomni o piernikach, Koperniku etc. Szkoda.
Malies: Trudno w ogóle mówić o jakiejkolwiek scenie w Toruniu, przy kilku kapelach na krzyż, dodatkowo prezentujące różne style muzyczne. Radiowcy żyją sobie, zespoły, fani i bookerzy sobie.

Na początku wasza muzyka była bardziej, powiedziałbym „wyluzowana”, teraz jest w niej więcej agresji i intensywności. Co się zmieniło? Wasze muzyczne inspiracje, czy wy jako ludzie musicie szukać ujścia dla innych emocji?

Patryk: Raczej naturalny efekt rozwoju i całego zespołu, i każdego z nas jako muzyka z osobna. Można to ładniej nazwać, szukaniem nowych form ekspresji, odkrywanie niebanalnych form i przemierzaniem nieznanych muzycznych obszarów. Można. Polecam.
Kuba: Jesteśmy coraz starsi, coraz więcej wiemy. Coraz więcej powodów do wkurwienia. Aż na końcu czeka nas bycie mędrcami wkurwienia
Malies: chyba po prostu jesteśmy bardziej świadomi i ogarnięci w zakresie tego co robimy. Nie wiem czy w ogóle da się uciec od swoich emocji kiedy się coś tworzy i prezentuje. Inspiracje są płynne, każdy właściwie ma jakieś swoje, a agresja i intensywność to po prostu wypadkowa nas.
Kostas: Podobno człowiek z wiekiem łagodnieje. Ja zauważam u siebie odwrotną tendencję. Świat nie daje mi złagodnieć. Kolegom się pewnie udziela.

Wasz teledyski to kopalnie popkulturowych odnośników. Bawicie się nimi, czy staracie się je tępić?

Kostas: Integralna. Zajęło nam trochę czasu, żeby do tego dojść. Choć uwielbiam oglądać malarstwo, grafikę, fotografię i czytać o prądach w sztuce na przestrzeni wieków, ich relacji do różnych zjawisk ekonomicznych i społecznych, sam nie fotografuję; zabrzmi to pewnie górnolotnie, ale poczucie dobrego smaku nie pozwala mi robić beznadziejnych zdjęć, a potrafię tylko takie. Na szczęście mamy na pokładzie Kubę, który dzięki swojej pasji i umiejętnościom trzyma to w kupie, nastawiając od czasu do czasu życzliwego ucha na sugestie.
Kuba: Samo zrobienie teledysku to już podjęcie zabawy. Tępić się tego nie da. Jest to bardziej zwrócenie uwagi na to jak dużo śmieci jest wokół nas. Nazwijmy to artystycznym recyklingiem
Malies: Tępienie to byłaby walka z wiatrakami. Popkultura wlewa się zewsząd każdym otworem. Z dwóch opcji powyższych bym to wypośrodkował.

Warstwa wizualna jest ważna w twórczości Diuny?

Patryk: Bardzo.
Kuba: Bardzo ważna. Mnie samemu głupio mówić na ten temat ale dla mnie to równie istotna sprawa jak sama muzyka. To się splotło w żelaznym uścisku.
Malies: Na pewno jest. Dla mnie to taka ideologia, która zakłada brak ideologii samej w sobie – coś tam się dzieje, ale nie ma w tym jakiegoś drugiego dna. Jak wspominałem wcześniej – medialnie jesteśmy atakowani wszędzie i z każdej strony, więc tak wpisujemy się w porządek panujący na
świecie, na swój sposób.

Czego mogę wam życzyć?

Kostas: Zdrowia. Zdrowie najważniejsze.
Kuba: 100 lat.
Patryk: Dużo pifka, udanych koncertów, cudownej płyty i super sceny stonerowej w Polsce.
Malies: Cierpliwości.

Jakieś ostatnie słowa, mądrości, przemyślenia dla waszych fanów?

Patryk: Muzyka jest wspaniała!
Kuba: Dziękujemy za to, że jesteście (jeśli jesteście)!
Kostas: Najlepsze dowcipy o seksie oralnym nie dają się zapisać, a najlepszym żartem o pieniądzach jest to, że można je zarobić na mówieniu innym, jak się je powinno zarabiać.

Rozmawiał: Kosa