Napijmy się wódki i zagryźmy ogórkiem kiszonym – wywiad Black Wizard

Powiedzmy, że nie mam pojęcia kim jesteście, albo co gracie, jak byście mnie przekonali, żebym dał wam szansę?

Ok, spróbujmy. Jesteśmy czwórką najlepszych kumpli z niewielkiego miasta niedaleko Vancouver w Kanadzie. Bez względu na miejsce, z którego jesteśmy gramy heavy metal. Granie muzyki, którą gramy sprawia nam frajdę i mamy szczęście, że możemy to robić na całym świecie. Przyjdź nas zobaczyć i pomóż tej karawanie jechać dalej.

Z tego co czytałem nazwa kapeli  (Black Wizard – Czarny Czarnoksiężnik, tłum. Kosa) jest swego rodzaju żartem i typową nazwą kapeli stoner metalowej. Czy są jakieś legendy o gatunku jaki gracie, których ludzie w ogóle nie łapią i które was denerwują?

Kiedy zakładaliśmy zespół naprawdę po prostu potrzebowaliśmy jakiejś nazwy dla nowego projektu i to możliwie najprostszej. O dziwo, nazwa Black Wizard przyjęła się.  Naprawdę zaskakujące było, że nie było jeszcze żadnej kapeli z taką nazwą, więc postanowiliśmy, że tak zostanie. Łatwo nas wsadzić do szufladki z napisem „stoner rock”, bo lubimy grać głośno i szybko z dużą ilością urozmaiceń, kumasz?

Jaka jest najbardziej magiczna rzecz jaka was spotkała?

Darmowe dragi i alko albo coś blisko tego. Sukces też można chyba do tego zaliczyć…

Kiedy rozmawiamy wasz nowy album „Living Oblivion” jeszcze nie ujrzał światła dziennego. Czy są na nim jakieś nieprzyjemne niespodzianki dla fanów Black Wizard?

Nie licząc zmian w tempie i temu podobnych mam nadzieję, że nasi obecni, jak i przyszli fani zauważą w nim świeże spojrzenie na klasyczny metal, albo chociaż ciekawe nowe dźwięki, które na jakiś czas ich zadowolą. Co miesiąc wychodzi tyle zajebistych płyt, jebać negatywnie nastawionych tradycjonalistów.

Z tego co czytałem to może być trochę poważniejszy materiał od dotychczasowych, które określaliście słowami:” Jesteśmy tylko zespołem rockowym. Chcemy tylko, żeby ludzie poczuli się częścią imprezy”. Mam rację?

Trochę sobie o nas poczytałeś. Doceniam to, naprawdę! Z takim podejściem zaczynaliśmy jako zespół i trzymaliśmy się go na przestrzeni lat, ale przychodzi taki czas, kiedy w tej formule coś trzeba zmienić.  Tamto przesłanie jest ciągle aktualne – wszyscy są zaproszeni na imprezę, ale mamy nadzieję, że wszyscy jesteśmy tu nie tylko z powodu darmowych drinków

Jak już mówiłem, nie miałem okazji jeszcze posłuchać albumu, ale już podoba mi się okładka. Jest inna, powiedziałbym  bardziej niepokojąca niż poprzednie. Czyja to praca i jak znalazła się na waszej okładce?

Powiedziałbym, że to dobry znak – osądzanie książki po okładce. Nie no, żartuję sobie. Okładkę zrobił artysta z Berlina – Eliran Kantor.  Po tym jak przekazaliśmy mu ogólny zarys tego o czym myśleliśmy, udało mu się w pełni oddać nasz pomysł. Jesteśmy strasznie podjarani tym jak to wszytki idealnie wyszło.

To wasz drugi album, który ukazał się nakładem wytwórni, poprzednie pojawiały się zgodnie z duchem DIY. Czy ciężko było podjąć decyzję o dołączeniu do Listenable Records, czy była to oczywista sprawa?

Znowu trafiłeś w punkt, to była oczywista sprawa. Listenable Records nie tylko wypuścili kilka cholernie dobrych albumów, ale Laurent (pozdro ziomeczku) przyjechał z Wimreaux we Francji do Belgii, żeby zobaczyć nas po raz pierwszy na żywo parę ładnych lat temu i zaproponował nam współpracę. Od tego czasu wydaliśmy razem dwa albumy długogrające. Praca z nimi to prawdziwa przyjemność i naprawdę wspierają nasze starania ciągłego bycia w trasie. Kurwa! Dzięki Listenable!

Zanim zwdam kolejne pytanie pozwolę sobie zacytować wasze słowa, które znalazłem na The Obelisk: „Żyjemy w świecie, w którym mający władze cofają się coraz bardziej oddalając się od pozytywnie rozumianej przyszłości. Jest mnóstwo młodych ludzi pozbawionych praw, a młodzi dorośli wolą przeżywać swoje życie w „zwieszeniu” związanym z imprezami, narkotykami i alkoholem zamiast podążać za swoją przyszłością, albo marzeniami tylko dlatego, że świat wokół nich się wali”. Jesteście zespołem metalowym. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że zwłaszcza kiedy jesteście w trasie imprezowania, alkoholu i narkotyków wam nie brakuje. W jaki sposób wasz tryb życia różni się od tego, który prowadzą ludzie, o których mówicie?

Cholera, masz naprawdę intrygujące pytania! Oczywiście jesteśmy winni oddawaniu się wszystkim tym przyjemnościom i ucieczkom i taki jest wiodący temat albumu: do jakiego stopnia Ty, albo Twoi bliscy prowadzą takie życie? Nie ważne, czy godzisz się na taki styl życia, czy on do Ciebie przylgnie, to wszystko i tak Cię otacza. I o to właśnie nam  chodzi.  Na te pytania każdy musi sobie sam odpowiedzieć.

Wasz pierwszy teledysk, który powstał do kawałka Fast or Famine ukazał się w grudniu zeszłego roku. Czy klasyczna koncepcja teledysku, w którym zespół stoi i gra był wyborem artystycznym, czy był wymuszony budżetem, a jeśli to drugie, to czemu po prostu nie nagrać w trakcie koncertu. Wyobrażam sobie, że na dzieją się na nich ciekawe rzeczy. Macie przecież już w sumie coś w tym stylu do kawałka The Priest  na swoim kanale youtubowym

Znowu się domyśliłeś ziomek! Teledysk do Fast or Famine miał w zamyśle pokazać esencję naszego zespołu na żywo. Udało nam się to i oczywiście nie kosztowało zbyt wiele. Nie zmienia to faktu, że bardzo chcielibyśmy od nowa nagrać teledysk do Dr. Feelgood… ale może następnym razem.  Wideo do kawałka The Priest też się świetnie sprawdziło, bo tak naprawdę nie wiedzieliśmy nawet, że będzie z niego teledysk. Uwaga spoiler! Możliwe, że niedługo będziemy mieli kolejny teledysk, w którym pojawią się motywy z naszej ostatniej trasy z Weedeater. Także ten…

Jeśli spojrzeć z jakimi zespołami dzieliliście scenę, to jest to skład co najmniej imponujący.  Czy w jakiś sposób wpływa to na waszą motywację, kiedy gracie w jakimś małym klubiku, mając w pamięci te duże koncerty?

Pewnie stary! Może to brzmieć jak straszna klisza, ale naprawdę staramy się grać każdy koncert, jakby miał być naszym ostatnim, bez względu, czy jest mały, czy duży.  Te większe koncerty pozwalają nam o tym pamiętać jeszcze bardziej. Dobry kumpel – ojciec, dobrze to kiedyś ujął „Chłopcy, możecie albo zagrać, albo zniszczyć. Wybór należy do was” i tak brzmi nasza „mantra”, albo jakby to ujął yogin „D’av M’ustain”

Jesteście raczej zespołem „klasycznym”, Anciients, którzy jadą z wami na trasę po Europie są bardziej „nowocześni”. Czy mimo tego w jakiś sposób się muzycznie inspirujecie?

Nie wchodząc w szczegóły grali w obu składach na przestrzeni lat Ci sami muzycy, więc inspiracje są w ich podróżach między zespołami. Nie powiedziałbym, że jesteśmy z naszą muzyką przestarzali, inspirujemy się na różne sposoby. Nie chcemy brzmieć jak wszystkie te inne „klasyczne” zespoły

Pora kończyć, więc jeśli chciałbyś coś dodać, to teraz jest dobry moment.

Dzięki za Twój czas, widać że odrobiłeś pracę domową. Napijmy się więc wódki i zagryźmy ogórkiem kiszonym. Dzięki i do zobaczenia!

Rozmawiał: Kosa

Facebook Black Wizard