Antimatter – The Judas Table

Nieczęsto zdarza mi się myśleć o czymś, że jest „typowe” w sposób, który jednocześnie nie jest zabarwiony pejoratywnie. A przy okazji najnowszego albumu „Antimatter” takie myśli nasuwają się same.
Bo i trudno, żeby było inaczej. „The Judas Table” to „typowy Antimatter”, z wszystkimi jego plusami i minusami. I nie mówię tego z wyrzutem, bo jeśli coś jest wykonywane dobrze, to nie ma sensu silić się na eksperymenty, żeby sztucznie kreować swój domniemany rozwój. Lepsze często bywa wrogiem dobrego.
Co nas zatem czeka? Solidna porcja dobrze napisanej i z wyczuciem zagranej melancholijnej muzyki. Oczywiście nie zabraknie też trzymających równie wysoki co muzyka poziom tekstów. Ci, którzy tego rodzaju estetykę lubią będą zadowoleni, Ci którzy nie gustują w nurzaniu się w różnych odcieniach, ale jednak szarości, mogą mieć problemy z docenieniem w pełni, monochromatycznej głębi barw, które oferuje „The Judas Table”.
I co tu więcej pisać? Że idzie się rozpłynąć i zapomnieć w tej muzyce? Że nie napotkacie tu niepotrzebnych, wciśniętych dla taniego efekciarstwa dźwięków? Że Mick Moss umie stworzyć gęsty i zaraz piękny klimat za pomocą instrumentów smyczkowych i akustycznych, które zazwyczaj pozwalają muzyce nieskrępowanie płynąć? Że natrafimy w stworzonym przez niego mroku na pojedyncze prześwity światła? Że w końcu pomimo tego, że nie ma tu niczego, czego nie spodziewalibyście się po melancholijnym, romansującym z progresją rocku spod znaku Antimatter, to album ten przesłuchać naprawdę warto? Ale przecież to wszystko są truizmy. Po co tyle gadać? Częściej warto po prostu słuchać.
Tracklista:
- Black Eyed Man
- Killer
- Comrades
- Stillborn Empires
- Little Piggy
- Hole
- Can Of Worms
- Integrity
- The Judas Table
- Goodbye
OCENA: 4/6
Wydawnictwo – Prophecy Productions
Rok wydania – 2015